Właściwie wszystko było jasne na długo przed wyborami. Jutrzejsza elekcja w Republice Federalnej Niemiec nie zmieni wiele na tamtejszej scenie politycznej. Nic bowiem nie wskazuje na to, że CDU-CSU utraci główną pozycję w Bundestagu, a Angela Merkel nie zostanie ponownie kanclerzem Niemiec.
Od maja tego roku, po krótkiej, aczkolwiek zaciekłej walce sondażowej z SPD, chadecy utrzymują stabilną dziesięcioprocentową przewagę nad socjaldemokratami. Ogłoszenie Martina Schulza, jako kandydata na kanclerza Niemiec, dało pożądany efekt świeżości, który jednak nie trwał długo.
Nie był on na tyle silny, aby utrzymać się aż do wyborów, a co więcej, zmiana lidera nie wpłynęła na poprawę poparcia dla SPD. Ostatecznie, zmalało one obecnie do poziomu sprzed ogłoszenia Schulza jako kandydata na kanclerza.
Krótkotrwały „efekt świeżości” Schulza, wskazuje na pewien deficyt na scenie politycznej w europie zachodniej. Jest on związany z brakiem nowej, nie związanej z establishmentem, aczkolwiek nie kojarzonej z hasłami prawicowo-populistycznymi partii. Jest to ten sam deficyt, który zauważył i wykorzystał Emmanuel Macron we Francji. Ciekawy trend, który zauważyłem, w trakcie niemieckiej kampanii to powiązany wynik Emmanuela Macrona i SPD. Im większe poparcie zyskiwał przyszły prezydent Francji, tym bardziej tracili niemieccy socjaldemokraci. Największy spadek, zanotowali oni po II turze francuskich wyborów prezydenckich. Być może, sukces Macrona uświadomił części niestabilnego elektoratu SPD, że Martin Schulz nie jest liderem, na którego czekają, a także alternatywą, której oczekują.
Oczywiście to nie jedyna przyczyna. Największym grzechem socjaldemokratów i ich marketingowców, było całkowite niewykorzystanie talentów Schulza – jego powszechnie znanej spontaniczności i charyzmy. Nie potrafili również przeciwstawić się taktyce Angeli Merkel, która zakładała, że będzie unikać bezpośrednich starć z kandydatem SPD. Zgodziła się tylko na jedną debatę telewizyjną, której formuła, a także przebieg spowodowała, że Martin Schulz już 7 września, w dniu owej debaty, zaprzepaścił szansę na wygranie wyborów.
Jedyną niewiadomą tych wyborów pozostaje to, kto będzie koalicjantem CDU-CSU w najbliższej kadencji. Odwiecznym ugrupowaniem koalicyjnym, zarówno dla chadeków jak i socjaldemokratów, byli liberałowie spod szyldu FDP. Jednak w ostatnich wyborach w 2013 roku nie przekroczyli oni progu wyborczego, a obecnie wydaje się, że ich około dziesięcioprocentowe poparcie nie wystarczy, aby utworzyć stabilną większość w Bundestagu. Wobec takiego wyniku, niewykluczona jest ponowna koalicja CDU-SPD.
P.S. Wysoki wynik Alternatywy dla Niemiec, która prawdopodobnie zostanie trzecią siłą w Bundestagu nie powinien nikogo dziwić. Zgodnie z ogólnozachodnią tendencją, partie prawicowo-populistyczne dochodzą do głosu, a Niemcy nie stanowią tu wyjątku. Jednak jej ponad dziesięcioprocentowe poparcie, wobec wyników Wildersa, Hofera, LePen, Trumpa, Kukiza, Kaczyńskiego, Orbana, Grillo i innych, umówmy się, nie jest wynikiem wybitnym.